Created by Krzaku
Człowiek jest stworzony do szczęścia i radości – to nasze przeznaczenie i pierwotny Boży zamysł. Grzech sprowadził jednak na nas śmierć, ból i nieszczęścia. Wydawałoby się, że przez to właściwie nie można być szczęśliwym. Przynajmniej tu, na ziemi. Nic bardziej mylnego.
Gorący, upalny, letni dzień. Temperatura grubo powyżej 30 stopni. Początek lat 2000-nych to jeszcze czas, kiedy każdą wolną chwilę spędzaliśmy na dworze (lub na polu jak mawiają w Krakowie). Z kolegami zakochani byliśmy w piłce nożnej. Łąki (których wtedy jeszcze było bardzo dużo) przerabialiśmy na boiska do nogi. Z lasu przynosiliśmy drzewa, z których zbijaliśmy bramki i wkopywaliśmy je w ziemię. Plac między nimi były naszym centrum – Santiago Bernabeu, San Siro i Camp Nou razem wziętymi. To właśnie tam mijały dni. W pocie czoła, w skwarze.
Dla urozmaicenia znajdowaliśmy inne rozrywki – podchody, chowanego itd. W każdym razie wszystko na dużym wysiłku i bezkosztowo. Upał dawał jednak za swoje. Pragnienie rosło, ale trudno było się oderwać od wiru zabawy. W końcu trzeba było jednak wrócić choć na chwilę do domu. Dopadało się wtedy do kranu i łapczywie piło wodę. Nic bardziej nie smakowało! Zwykła woda, po długiej zabawie w upalny dzień. Każdy łyk był nie do opisania – smaczny? Przynoszący ulgę? Jakąś dziwną „radość”. Nic nie smakuje lepiej.
Jak żyć kiedy jestem biedny?
Po tych wspomnieniach i doświadczeniu, które czasami i w biegu codzienności zdarza się i teraz, trudno nie dojść do wniosku, że radość i szczęście, może przychodzić z niedostatku. Nie jest to oczywiście warunek konieczny, ale kiedy już zajdzie, tak właśnie będzie.
Dużo bardziej smakuje „zwykły” obiad po całym dniu postu, niż nawet świąteczne danie w codzienności, kiedy niczego nie brakuje. Dziecko bardziej doceni mały, zwykły batonik, kiedy na co dzień nie dostaje słodyczy, niż największą, belgijską czekoladę w sytuacji, kiedy na co dzień spożywa łakocie bez ograniczenia.
Właśnie na tej zasadzie działa materialny świat. Jak bardzo nasze myśli i serce może dążyć ku Bogu, kiedy wokoło chcą nam go zakazać, wyśmiać nas i prześladować. Jak wiele sposobów na dotarcie z ewangelią można znaleźć wtedy, kiedy nie ma na to środków i jest to utrudniane.
Jest to możliwe dzięki miłości. Tej prawdziwej, czyli relacji i pragnieniu dobra. Nie tej podróby oferowanej przez dzisiejszy świat i popkulturę, która ma opierać się na egoizmie i emocjach.
Człowiek ma w sobie zapisane dążenie do prawdy i Boga jednak bardzo często „rozpraszacze” w postaci wygody i dobrobytu, zagłuszają to pragnienie i prowadzą na manowce.
I wcale nie trzeba być prześladowanym, biednym i cierpiącym, żeby to dążenie realizować. Trzeba odpowiednio i z dyscypliną podchodzić do tych dóbr. A jeżeli ich nie będziemy posiadać lub też nasz Kościół będzie biedny, to będzie… łatwiej.
Tej zależności nauczyło nas życie Chrystusa – biednego i prześladowanego oraz życie setek milionów męczenników za wiarę. Im gorzej, tym lepiej, bo im lepiej tym trudniej obrać odpowiedni azymut. Taka jest historia Boga i taka jest historia Kościoła.